Tygodnik Madryckie Tertulie, 11.04.2025
Temat tygodnia: aranceles, czyli cła, cła, cła wszędzie, co to będzie. Wiosna w Casa de Campo, polski film w madryckim kinie..o Hiszpanii kręconej w Częstochowie.. i dwa słowa o imigrantach z Afryki
Od kilku dni z ust całego Świata chyba nie schodzą słowa “Trump”, “Cła”," “Wojna celna z Europą”. Jak się na to mają Hiszpanie? My na chwilę obecną Coca Colę zastąpiliśmy wersją z Aldi i planujemy pilnować , by produkty, które kupujemy, nie pochodziły z USA. Tutaj wyjątkowo spodobał mi się slogan rządu Premiera Pedro Sancheza. “Kupuj własne, broń naszego”.
Na chwilę obecną jeszcze cudem prześlizgną się zegarek Garmin, który sobie z Carlosem nabyliśmy i przyznać musimy, że jesteśmy zadowoleni. Ten zegarek mierzy wszystko, potrafi wszystko i zdaję sobie sprawę z jednego: nie nadążam za technologią! Mam wrażenie, ze tracę na ogarnięcie różnych instalacji, synchronizacji, zrozumienia funkcjonowania nowych urządzeń- kupę czasu! Anegdotką tygodnia jest to, że ustawiłam sobie jakoś dziwnie długość basenu- i to w jardach- już Wam mówiłam, że w liczenie to ja jestem taka se…że spalałam 800 kalorii na pół godziny :D Lubię tego Garmina.
Do niedawna jeszcze wydawało mi się, że jesteśmy tym “uprzywilejowanym” pokoleniem, które w wieku 15 lat zostało podłączone do internetu na korbkę. W stosunku do pokolenia starszego może i tak było. Łatwiej nam szły sprawy, jak zakładanie sobie maila, czy korzystanie z gadu- gadu. Teraz to już jest inna bajka.
No ale do rzeczy
Aranceles. Wojna celna z USA okiem Hiszpanii.
Posłuchałam podcastów El Mundo al Dia. W tym tygodniu aż 3 z 5 poświęcone było tematowi ceł nałożonych Światu przez Donalda Trumpa. (Btw, jeśli znacie hiszpański lub się jego uczycie, to bardzo lubię sposób, w jaki tworzy podcasty dla El Mundo, Javier Attard. Bardzo przystępna dykcja i fajny głos. No i opowiada w taki sposób, że nawet taki laik, jak ja, jest w stanie zrozumieć zawiłości tego Świata. Albo przynajmniej po odsłuchaniu podcastu nie czuje się jeszcze bardziej zagubiony :)
Zostawiam wam link do ostatniego celnego podcastu z czwartku :Podcast :El Mundo al Dia
No więc, jakoś na początku tygodnia tematem przewodnim była próba odpowiedzi na pytanie: Jak cła wpłyną konkretnie na Hiszpanię? No i nauczyłam się nowego słowa: cło- arancel, aranceles w tym tygodniu wszędzie dosłownie.
Tutaj wspomina się przede wszystkim eksport szablonowych hiszpańskich produktów, takich jak oliwa z oliwek, oliwki, wino, szynka, czy, co ciekawe, części lotniczych. Jednak ekonomia Hiszpanii na tle innych państw europejskich nie będzie najbardziej dotkniętą, słyszę w podcaście. Np koleżanka z pracy, Niemka, opowiadała mi, co na ten temat mówią niemieckie wiadomości. Zalegające auta w olbrzymim porcie w Bremerhaven..
Chociaż wiadomo, trzeba się przygotować, że każda redukcja w produkcji prowadzić może i do cięć w Hiszpanii. W efekcie zamknięcia jakiejś linii produkcyjnej, zwalnia się pracowników, zamykają się wokół restauracje, bezrobotni nie pojadą na wakacje, destynacje turystyczne przestają przyjmować klientów.. mamy do czynienia z efektem domina. No i w domyśle możemy sobie wyobrazić, że wstrzymanie ruchu turystycznego na Hiszpanii odbiłoby się drastycznie.
Nagle, w połowie tygodnia Trump obniżył dla wszystkich krajów cła do 10% na kolejne trzy miesiące, z wyjątkiem Chin, którym to cło podniósł do 125%. Tutaj chodzi o bezpośrednie potyczki Chin z USA, które wydają się bawić w to, kto komu bardziej zagra na nerwach. Trump w swojej wypowiedzi stwierdził, że wszystkie kraje tylko na to czekają, by móc z nim negocjować wysokość ceł i dosłownie, żeby mu móc mu wchodzić w d…
Javier Attard rozmawia z korespondentem El Mundo w Azji, Lucasem de la Cal
Jednak wychodzi na to, że Chiny wspomnianym lizodupstwem nie są zainteresowane i wolą grę w stylu oko za oko, ząb za ząb.
Dla uczących się hiszpańskiego: W podcaście pojawiają się takie określenia jak juego de gallos, día de la marmota. Intercambio de golpes, negociar la tregua.
W tej całej zawierusze, która w tej chwili wydaje się rozgrywać między Trumpem a Chinami, Biały Dom wskazał palcem na Europę, konkretnie Hiszpanię.
oh well maybe we would allign ourselves more with China
Powiedział w kontekście o Hiszpanii amerykański Minister Skarbu, Scott Bessent. Zbliżanie się w tej sytuacji z Chinami jest jak ścięcie sobie samemu głowy, podsumowuje. W tym całym celnym chaosie, hiszpański Premier Pedro Sanchez znajduje się właśnie w podróży po Azji i w piątek, czyli dzisiaj, ma się spotkać w Pekinie z chińską głową Państwa, Xi Jinpingiem. Celen spotkania ma być wzmocnienie relacji gospodarczych i handlowych , afianzar relaciones comerciales y economicas. To stawia
Sanchez po raz 3 poleciał do Chin w ciągu ostatnich trzech lat, mówi Lucas de la Cal i dodaje: po pandemii Sanchez zrozumiał, ze nie można stawiać tylko na współpracę z jednym państwem. Trzeba usuwać przeszkody tak, by hiszpańskie firmy mogły osadzać się w Chinach ze swoimi produktami: kosmetycznymi, farmaceutycznymi czy z wieprzowiną. Mówi się, że Pedro Sanchez z Xi Jinping mają dobry vibe.
I wprawdzie Sanchez do Chin poleciał z wizytą bilateralną, to była ona koordynowana i odbywa się za potwierdzeniem Unii Europejskiej. W Chinach nie będzie się mówiło na żaden temat, o którym Unia by nie wiedziała. On tam nie jedzie na własną rękę, mówi korespondent. Nawet, jeśli może to brzmieć dysonansowo, Hiszpania może odegrać główną rolę w zacieśnieniu relacji między Chinami a Unią Europejską, nie zapominając jednak o tym, że w Chinach rządzi dyktatura, a ilość wykonywanych kar śmierci według Amnesty International, jest najwyższa na Świecie.
Na zakończenie Javier Attard pyta swojego rozmówcę, co Chińczycy wiedzą o Hiszpanii. Lucas odpowiada: Chiny wykorzystują chaos dyplomatyczny, żeby rozszerzyć swoje wpływy w Świecie i sprzedać się jako kraj stabilny. Tutaj wkracza Hiszpania, która chce wykorzystać swoje dobre relacje i zacieśnić współpracę Chin z Unią Europejską. Chiny widzą, że z Hiszpanią mieli zawsze dobre relacje. Jednak prawdą jest, że ogólna wiedza wśród mieszkańców jest znikoma i rzadko wykracza poza podstawowe hasła, takie jak szynka, paella czy byki. Pekin lub Shanghai jeszcze sobie radzą, ale ogólnie wielu Chińczyków nawet nie potrafiłoby wskazać, gdzie Hiszpania leży na mapie.
Trochę Madrytu
No dobrze, to tyle o cłach i polityce, co tam w Madrycie w tym tygodniu?
Wiosna w Casa de Campo
W niedzielę poszliśmy się przejść w jedno z ulubionych miejsc Madrytczyków - Casa de Campo. To miejsce jest turystycznie mniej znane niż Park Retiro, jest jednak nie mniej przyjemne. Rozmawiałam tak sobie z Carlosem o tym, gdzie lubimy bardziej chodzić na spacery i w sumie trzeba przyznać, że Casa de Campo jest bardzo przyjemna. To taki wyjazd za miasto, który w naszym wypadku jest wyprawą do centrum. Casa de Campo znajduje się rzut beretem od ścisłych atrakcji stolicy. Połacie są olbrzymie, teren różnorodny, więc można naprawdę przyjemnie spędzić czas spacerując, jeżdżąc na rowerze, grając w tenisa (ma korty publiczne), popływać łódką w sztucznym jeziorku, czy latem wybrać się na odkryty basen. Normalnie działa też kolejka linowa, która łączy Casa de Campo z Parque de Oeste (blisko egipskiej świątyni Debot). Ale od jakiegoś czasu jest ona w remoncie.
Kultowe Kino i polski film Manuskrypt z Saragossy w Cine Doré
W końcu też udało nam się dotrzeć do kultowego kina : Cine Doré, które znajduje się tuż przy stacji Metra Anton Martin. Kino fasadę ma piękną, jeśli nie najpiękniejszą z madryckich kin. I repertuar jest dość alternatywny. Nie jest to kino komercyjne, więc i filmy w nim wyświetlane są niszowe. Wokół jest wiele interesujących miejsc, takich jak pomnik poświęcony zamordowanym prawnikom pracującym nad nowelizacją prawa pracy w czasach transformacji ustrojowej, czy Mercado Antón Martin, w którym można spróbować słynnego sernika, czy napić się wina lub po prostu zrobić zakupy.
Serniki w La Caracola (i tak ładnie mi się wklejały obrazki bezpośrednie z instagrama i już się nie wklejają.. )
My poszliśmy na film Wojciecha Hassa z 1965 roku. Rękopis znaleziony w Saragossie się nazywa i nie miałam pojęcia o jego istnieniu. Generalnie wszystko robione było w Polsce, kupę kasy musiało to w tamtych czasach kosztować. Częstochowskie górki odgrywały rolę hiszpańskich gór Sierra Morena, podejrzewamy, że Kraków lub Lublin był Madrytem, stworzono wioski niczym z hiszpańskiego pejzażu wyjęte, stroje niczym z Goyi czy Velazqueza ściągnięte. Ponoć ani reżyser, ani scenografowie, ani kostiumolodzy- nikt nigdy nie był w Hiszpanii i wszystko tworzyli na podstawie tego, co widzieli u wspomnianych malarzy i tego typu źródeł, do których mogli dotrzeć bez opuszczania komunistycznej Polski. Niesamowite na mnie ten film wrażenie zrobił. A na Buñuelu ponoć takie, że widział ten film trzy razy. Zachwycał się nim ponoć też Scorsese czy Coppola- także, jeśli to wasze klimaty, to Rękopis znaleziony w Saragossie też wam powinien przypaść do gustu. Ale uwaga! Film trwa bite trzy godziny i chodzi w nim głównie o to, żeby… dostać się do Madrytu (tak z przymrużeniem oka to piszę, choć nie do końca mija się to z prawdą :). Warto obejrzeć, a jak znajdziecie w internetach taką możliwość, to koniecznie dajcie znać. Chętnie do tego filmu wrócę.
Takie (nie)luźne przemyślenie na zakończenie
Zakończę ten wywód przemyśleniami instagramowymi. Ci z was, którzy ze mną tutaj jesteście, a poznaliście na Instagramie, zapewne zauważyliście, że trochę mnie jest tam mniej z moimi wywodami dnia codziennego. Po pierwsze, lubię się dowiadywać, by móc o tym napisać. Często też napiszę coś, co może zostać poddane dyskusji, nie jestem tutaj alfą i omegą hiszpańskiego Świata, ani też nigdy się za taką osobę nie podawałam. Ale czytam, obserwuję, poddaję w wątpliwość, pytam, zastanawiam się. Odczuwam i mam swoje preferencje również, a jakże!
Jednak zauważyłam, że instagram zabiera nam bardzo dużo czasu i możliwości na poddanie spraw refleksji. Tak naprawdę posty dzisiaj robione są po to, by się klikały, a nie, a nie, żeby dawały do myślenia. Krzykliwy nagłówek i gdzieś na dole jakiś prostujący Edit. Pseudo influencerzy już zrobią wszystko, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę i nie myślą o tym, że to może być po prostu nieetyczne i krzywdzące.
I podam wam ostatni przykład. Pewna dziewczyna mieszka w Hiszpanii i prowadzi konto na temat tego miejsca. Wrzuca filmik z czarnoskórymi mężczyznami, trzymającymi za sznurki wielkie płachty, na których rozłożone są przeróżne towary. Gotowi do ucieczki przed Policją. Ci, co podróżujecie do Hiszpanii czy Włoch, wiecie jak to wygląda. I ta dziewczyna postanowiła z sytuacji zadrwić. Jej opis brzmi mniej więcej tak: “Co sądzicie o nielegalnych sprzedawcach fejków i pamiątek? :P” i w opisie jakoś, że szczerze irytuje ją ten widok, że blablabla… i gdzieś na końcu wywodu dodaje “EDIT” że to też są ludzie i należy im się szacunek. Wszystko napisane w konwencji żartu, buźki, uśmieszki i takie tam. I myślę sobie- serio? Aż tak nisko upadamy, by nieszczęście innego człowieka potraktować jako okazję do zabawy, jako przynętę do zdobycia kilku lajków, do zwiększenia oglądalności o te parę procent?
To jest taki łatwy chleb, taka łatwa pożywka na to, żeby dostać kilka dodatkowych high fajfów. No jasne, zaraz tutaj cała Afryka się zjedzie, czytam w komentarzach.
Ja od siebie powiem tak. Irytuje mnie ten widok. Szczególnie właśnie, kiedy idziesz sobie pięknym Madrytem, chcesz rozkoszować się widokiem zabytków i masz takich o, porozkładanych na każdym kroku, wpychających czapki, torebki i okulary. Spojrzeliście im kiedyś w oczy? Mi się serce kraja, serio. I to, że oni skończyli w takim miejscu, a nie innym, to akurat najczęściej w najmniejszym stopniu jest ich wina.
Możemy powiedzieć, że są niedoedukowani, są ignorantami, że pchali się do Europy nie znając realiów. Ale czy nie ważniejsze byłoby się zastanowić, kto za tym wszystkim stoi? Czemu postanowili zostawić swoje domy i rodziny i uganiać się z prześcieradłami, po Majorce, Madrycie, Barcelonie, Sewilli i wielu wielu innych miejscowościach? Dlaczego są tak nachalni (może, żeby przeżyć? Może żeby spłacić mafię, która ich tutaj ściągnęła i teraz chce zapłaty?)
Bardzo boli mnie ludzka ignorancja. Ktoś napisał w komentarzu: sami kiedyś byliśmy emigrantami i źle nas traktowano. Czy to sprawia, że teraz wykorzystujemy okazję, by źle traktować innych? Czy nie powinno nas to było nauczyć, że nie tędy droga? Czasem myślę, że ten Świat schodzi ciągle na psy, bo tak lubimy. Paprać się w błocie.
I moim zdaniem, naszym zadaniem powinno być przerwanie tego zaklętego kręgu, ale czy kiedyś będziemy na tyle rozumnie, by to zrobić? Człowiek to jednak dziwne zwierzę.
No nic, na tym zakończę wywód, trochę mniej optymistycznie, ale za to odsyłam was do:
1. super reportażu wyreżyserowanego przez Polkę, który oglądałam parę lat temu w Madrycie właśnie.
Komu ukradłeś rybę? Imigracja z Afryki to nie kaprys, tylko konsekwencja naszej wygody
Z tego, co pamiętam, Małgorzata Juszczak osobiście poznała chłopaka z Gambii w Madrycie i on zabrał ją w swoje rodzinne strony, by wspólnie przemierzyć całą drogę, jaką on przebył do Europy. W poszukiwaniu lepszego zarobku Wzruszający reportaż, dający również dużo do myślenia- dlaczego w ogóle ci ludzie decydują się opuszczać swoje rodzinne domy, swoje rodziny? Wydaje się, że nikt się nad tym nie zastanawia widząc ich sprzedających okulary pod katedrą. Ale jasne, temat jest złożony i na pewno do niego wrócimy.
Po drugie: Jak zwykle zapraszam was do zapoznania się z Fundacją Orla Straż. Jej założyciele wzięli sprawy w swoje ręce i pomagają wielu rodzinom w miejscu ich zamieszkania, odbudować życie tak, by nie musieli swojego kraju opuszczać.
ZAKOŃCZMY NEWSLETTERA NA LEKKO- HISZPANIA MA JUŻ SWOJĄ PIOSENKĘ NA EUROWIZJĘ:
W tym roku w konkursie Hiszpanię reprezentować będzie Esa Diva. Kiedy była nastolatką, wsławiła się piosenką “Taniec Goryla” która, jak mówi Carlos, rozbrzmiewała na każdym kroku: El Baile del Gorila. Zanim oddam w Wasze ręce tego Newslettera, odsłuchuję: najpierw piosenkę o Gorylu... mmm…Faktycznie, też ją kojarzę. Oglądam teledysk i jestem trochę w szoku. Dziewczynka miała wtedy 10 lat, ubrana jest dość sensualnie, wokół sami już młodzi dorośli.. i te odgłosy goryla. Carlos mówi, no to były inne czasy. Dzisiaj chyba faktycznie by coś takiego nie przeszło. No nie wiem, sami oceńcie.
A piosenka na Eurowizje.. no cóż, jakoś wszystko tym Hiszpanom ostatnio leci w ten sam deseń mam wrażenie. Takie disco disco ibero disco. Już by Gorilę na jej miejscu zaśpiewała - teraz w teledysku roznegliżowana mogłaby być już na legalu ;) Co sądzicie? A w Polsce jak eurowizyjne nastroje. Widziałam, że będzie Steczkowska!
No dobra, zostawiam was. W przyszłym tygodniu nie wiem, jak będzie z newsletterem- w środę ruszamy do Lugo i stamtąd pieszo do Santiago de Compostela :)
Może zrobię jakieś luźne zapiski, jakiś taki Camino - Pack.
Trzymajcie się! Adiós i buziaki z Madrytu!
Karolina
Dziękuję Wam za czytanie Madryckich Tertulii! To już czwarty Newsletter.. Myślałam sobie, o czym ja będę w tym tygodniu pisać? Jak widać, jest o czym :) Zachęcam was do dyskusji, zostawienia jakiegoś śladu- dajcie znać, że ze mną jesteście!
Buen Camino dla nas i dla Was!
Dziękuję za wiadomości.